Szukaj na tym blogu

poniedziałek, kwietnia 23, 2012

1. Wyjazd

*Kinga*


-Patrz! Patrz! O matko! Koncert One Direction za trzy tygodnie! Jeju! Musimy tam być! Tylko sprawdzę gdzie jest... - gwałtownie poderwałam się z krzesła.
-Taa. Londyn. Zobacz...-przerwała mi Ola.
-Yhhh. Taka szansa! To nie może przejść nam koło nosa, tak po prostu! Zobaczysz, jakoś się tam znajdziemy! - wciąż wierzyłam.
-Ale nikt z nami pewnie nie pojedzie. To praktycznie nie możliwe! Chociaż czekaj...Mam ciocię w Londynie, mówi, że w wakacje mogę do niej przyjechać na parę dni. Wystarczy, że do niej zadzwonię. No tak. A samolot? Kto z nami poleci? Zawsze coś musi pójść nie tak...- zaoferowała Ola.
-Coś się wymyśli. Moi rodzice mają jakieś znajomości. Może załatwią nam opiekuna...-rzekłam z podstępnym uśmieszkiem.
    Parę dni później dowiedziałam się, że wycieczka do Londynu ma dwa miejsca wolne i potrzebują ludzi. Oczywiście wiadomo kto się zgłosił na ochotnika. :) Powiedzieli, że się nami zaopiekują w czasie lotu. Z dojazdem do domu nie będzie też problemu, bo ciocia Oli odbierze nas z lotniska. Wystarczyło kupić bilety. Po skomplikowanych operacjach udało się nam. Mamy je zamówione! Miny naszych rodziców-bezcenne. I pomyśleć, że nasze marzenie wkrótce się spełni. Zobaczymy ludzi, których podziwiamy i uwielbiamy pod każdym względem! Z samolotem też poszło łatwo, bo ludzie z wycieczki mieli już kupione bilety.
Parę dni później, a dokładniej dwa dni od zamówienia, przyszły bilety. Było nas chyba słychać w całym mieście! Nie da się opisać, jak się cieszyłyśmy. Było już coraz bliżej do wyjazdu. Ostatni tydzień spędziłyśmy  na rozmowach o koncercie. Ludzie i nauczyciele w szkole co prawda patrzyli na nas jak na wariatki, ale co tam. W końcu zobaczymy 1D na żywo! A wiadomo, każdy DOBRY artysta jest lepszy na żywo.I w tym przypadku, byłam pewna, że tak będzie. 
*


I w końcu nadszedł dzień wyjazdu. Nie da się opisać tego, co czułyśmy. Coś magicznego.Na lotnisku byłyśmy już o 7:00. Straszne. Ale nie obchodziła nas godzina, czy to, jak wyglądamy skacząc z piskiem z radości, liczył się bowiem tylko ten dzień!Ludzie z wycieczki chyba na prawdę uznali nas za jakieś świrnięte wariatki, ale co tam. ♥ Leciałyśmy półtorej godziny. Czas zleciał bardzo szybko, przy słuchaniu całego "Up all night".
Jejuuu, Londyn jest na prawdę cudowny! Na szczęście ludzie tam mają poczucie humoru i nie gapili się na nas jak na jakiś uciekinierów z ośrodka dla psychicznie chorych. Ciocia Ania jest przemiła i robi świetne ciastka! :) Od razu po przyjeździe poczęstowała nas nimi, oprowadziła po okolicy i domu. Nawet, gdy w pewnym momencie zaczęłyśmy skakać i piszczeć nie przestawała się uśmiechać (i nie był to uśmiech współczucia! :)). Na zadane przez nią pytanie dlaczego tak się cieszymy usłyszała tylko "Naa..na..nannd..NANDO'S!". Tak! Właśnie tak! Parę kroków od jej domu była nowo otwarta "Nando's". Chyba już lepiej nie mogło być...Ależ oczywiście że mogło! Przecież wieczorem miał być koncert! 


____________________

Oto pierwszy rozdział naszego opowiadania. Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. :) Opisuję tu mój sen, aczkolwiek uważam to również za marzenie. :) Jest to mój (nasz) pierwszy tego rodzaju blog. Uważamy się za prawdziwe directionerki, które nie uwielbiają (?) chłopaków tylko za "ładne buźki". Widzimy, ile serca wkładają w swoją muzykę. Są naprawdę wspaniałymi ludźmi.

Jeśli Wam się podoba, skomentujcie, roześlijcie dalej i śledźcie dalszy ciąg opowiadania. Nie jest on taki oczywisty, jak się zdaje! :))

~Mrs.H.

2 komentarze:

  1. Czekam na następny <3
    Świetny wygląd tak w ogóle

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny . czekam na nowy xx .

    zapraszam : http://my--story-of-love.blogspot.com/ ♥

    OdpowiedzUsuń